Pogmatwana jest historia naszego miasta. I wielka szkoda, że nie
rozplątujemy tej przeszłości wspólnie. Że to, co mogłoby łączyć, jest
reglamentowane.
Tak było z upamiętnieniem ofiar najstraszliwszej wojny
ubiegłego stulecia, którzy przez wiele dekad spoczywali w bezimiennym
malborskim grobowcu. Nieliczni mogli oddać cześć tak licznym...
2116 – na szczątki tylu osób natrafiono przypadkiem w
zbiorowej mogile. Miejsce, gdzie miał powstać hotel wysokiej klasy, okazało się
okrytym tajemnicą cmentarzyskiem. Wciąż nie wiadomo, co było najbardziej
wstrząsające: samo odkrycie masowego grobu dla tylu osób, sposób prowadzenia
ekshumacji, czy może fakt, że ofiary pochowane w dawnym Marienburgu nie mogły
pozostać w Malborku...
Osiem lat później emocje związane z tamtymi wydarzeniami już
nieco zbladły. Jednak dla wielu mieszkańców miasta pusty teren przy ul.
Piastowskiej wciąż przypomina o mogile. Dlatego tak istotna była uroczystość,
która odbyła się 12 września 2016 r.
Niestety, organizatorzy nie pomyśleli o
tych, dla których ważna jest pamięć o wszystkich bezimiennych, których szczątki
wydobyto z grobowca. Już termin odsłonięcia tablic może budzić spore
wątpliwości. W poniedziałkowy ranek rzadko komu udaje się zrobić sobie przerwę
w pracy czy w szkole. Urzędnicy, którzy grali tego dnia pierwsze skrzypce,
skutecznie wyeliminowali więc z udziału w odsłonięciu tablic pamiątkowych
„zwyczajnych” ludzi, robiąc podniosłą imprezę dla... innych urzędników. Z
jednej strony poprzez wyznaczenie irracjonalnego terminu, z drugiej – braku
czytelnej i powszechnej informacji adresowanej do całej społeczności.
Prawdopodobnie nikomu nie przyszło również do głowy, by zaprosić młodzież, dużo
młodzieży, bardzo dużo młodzieży, dla której byłaby to po prostu lekcja
historii. Historii miasta, a więc małej ojczyzny, do której przybyli ich
przodkowie, ale i historii powszechnej, tej z podręczników, na których kartach
znajdują relacje z wojennej pożogi.
W ten sposób sama uroczystość... przestała być aż tak
uroczysta. Obecni byli na niej ci, którzy być musieli, bo reprezentowali
oficjalne gremia i instytucje publiczne, ci, którym być wypadało, bo dostali
zaproszenie, i ci, którzy mogli, bo nie pracują albo mają nienormowany czas
pracy i mogli się wymknąć. I garstka tych, którzy dotarli mimo wielu
przeciwności, ze względu wagę tego wydarzenia.
Naprawdę szkoda, że tak się stało. Żal do władz za
konsekwentne wieloletnie propagowanie niepamięci o mogile, pochowanych w niej
ludziach i samym makabrycznym odkryciu, zastąpił żal do władz o niewykorzystanie
okazji do budowania wspólnoty, do poszanowania historii miejsca, w którym
żyjemy.
A gdyby w poniedziałek przy ul. Piastowskiej było nas tyle
samo, ile pochowanych ofiar? W podobnym składzie, w podobnym wieku? Gdybyśmy
zapalili tyle samo świec i zniczy? Czy nie byłoby to dużo bardziej symboliczne?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz